Zwolle - w królestwie z lodu

2014-01-12 00:00

Badger, Kami, dziękuję za zachętę!

W sobotę tydzień temu wybraliśmy się do Zwolle, obejrzeć wystawę rzeźb z lodu.

Zwolle okazało się bardzo ładnym miastem. Zwiedziliśmy  Sassenport – jedną z bodajże dwóch bram zachowanych z muru obronnego, który niegdyś otaczał całe miasto. W Sassenport najpierw mieściło się więzienie, a potem, w XIX wieku, biblioteka.

Jeden z miejscowych notabli, burmistrz Wolf van Ittersum, był tam wieziony przez 17 lat przez swojego szwagra z powodu konfliktu o spadek. Z czasów więziennych zostały jeszcze małe cele w basztach, z drewnianymi wychodkami i łańcuchami przytwierdzonymi do murów, oraz okienkami w drzwiach prze które najprawdopodobniej przekazywane były więźniom posiłki. A po bibliotece zostały drewniane półki na książki, które znajdują się w każdym, nawet najmniejszym pomieszczeniu. Musiała być to naprawdę niesamowita biblioteka, wyobrażam sobie tego bibliotekarza wchodzącego ze świecą po mrocznych, krętych schodach wieży...

Fot. Sassebport i rysunek upamiętniający Wolfa van Ittersum więzionego w tym pokoju przez 17 lat.

Zmierzając w kierunku centrum, zobaczyliśmy ciekawą instalację: nad ulicą, zamiast świątecznych dekoracji unosiły się klosze lamp pokojowych, takie podobne jak ta lampa Puch i Emmy na Brodowicza. Widok był piękny i żałowaliśmy potem z Wilkiem, że nie zrobiliśmy zdjęcia.

Centrum miasta to spory rynek, choć pod względem wielkości nie do porównania z tym krakowskim. No i oczywiście kościół - katolicki (Zwolle należy do katolickiej części Holandii).

Aby dostać się na wystawę rzeźb z lodu, musieliśmy ustawić się w długiej kolejce przed wejściem  do „pawilonu Zimowego”. Na dworze był około dziesięciu stopni, a w „pawilonie zimowym” panowała niższa temperatura, trochę poniżej 0 stopni. Niestety, mimo to niektóre z rzeźb zaczynały się roztapiać, bo tyle ludzi chuchało i ogrzewało wnętrze sali. Wystawa nosiła tytuł „200 lat królestwa Holandii”. Oglądaliśmy kolejne etapy historii Holandii od pierwszego władcy – Wilhelma Orańskiego, który został zamordowany na polecenia króla Hiszpanii Filipa II w swoim domu w Delft (do dziś można oglądać tam dziurę po kuli, którą wystrzelił zamachowiec). Artysta wyrzeźbił dokładnie scenę, w której zamachowiec oddaje strzał w kierunku Wilhelma.  A francuski władca, Ludwik Bonaparte został przedstawiony wraz z gigantycznym królikiem w koronie. Holendrzy nigdy nie zapomnieli o jego legendarnej przemowie. Dostał tron Niderlandów od swojego brata, generała Napoleona Bonaparte. Przy wystąpieniu inagurującym objęcie władzy chciał się popisać znajomością holenderskiego. I tak zamiast powiedzieć „Jestem królem Holandii” ogłosił: „Jestem królikiem Holandii”, a to zdanie przeszło do historii.  Na wystawie znalazło się również miejsce dla lalek księżniczki Wilhelmy, ukochanego konia Mauritusa Orańskiego, a także wilki, słonika i niedźwiedzie. Seba oczywiście pozował z Wilkami, Wena zrobiła sobie zdjęcie w karocy, a Kompas dołączył do grona Niedźwiedzi. Po zwiedzeniu wystawy wybraliśmy się na łyżwy.

Fot. Zamachowiec - Balthasar Gérard oddaje strzał do Wilhelma I Orański

Fot. Ludiwik Bonaparte z królikiem

Fot. W niedźwiedzim gronie

Fot. W restauraji Humprey