WILK I ŻYRAFA SPOTYKAJĄ PROFESORA OD MUZYKI
Czyli nieoczekiwane spotkanie w starym młynie z tajemniczym muzykologiem...
Sobota to nasz dzień wycieczek. O ile tylko pogoda sprzyja, staramy się co tydzień odkrywać kolejny kawałek Holandii. W ten sposób zwiedziliśmy rowerem okolice Boxtel, wiatraki w Zaanse Schaans, ale też poejchaliśmy pociągiem na dłuższe wycieczki do Alkmaru, Antwerpii, Maastrichtu, Leiden, Texel.
Naszą sobotnią wycieczkę zaczęliśmy od jarmarku w Haarlemie. Pojechaliśmy tam po maliny i żeby przejść się wśród kolorowych straganów. W jdnej z prztulnych restauracji zamówiliśmy naszą tradycyjną sobotnią zupę (tym razem z dyni).
Na wycieczkę wybraliśmy się bez konkretnego planu, postanowiliśmy podążać ścieżką wzdłuż kanału, której jeszcze nie znaliśmy. Po pół godzinie, gdy już wyjechaliśmy z centrum i mijaliśmy ogródki z domkami rodzinnymi, zauważyliśmy na szybie samochodu kartkę z napisem:
STARY WIATRAK, można zwiedzać -> ścieżka dla jachtów |
Zaciekawieni, położyliśmy rowery na trawie i udaliśmy się wąską, zarośniętą ścieżką wśród trzcin. Po paru minutach ukazał nam się piękny wiatrak:
Wiatrak okazał się również działającym tartakiem. W środku spotkaliśmy sympatycznego mężczyznę w średnim wieku, w dość niechlujnym kolorowym polarze, który szczegółowo opowiedział o funkcjonowaniu mechanizmów (ja grzecznie przytakiwałam, Seba zadawał pytania).
Gdy weszliśmy po drabinie na piętro, przewodnik zaoferował nam zupę. Odpowiedziałam po holendersku : ”Nee, dank u, wij hebben net gegeten” („Nie, dziękuję, właśnie jedliśmy”). Na co przewodnik odparł: „O, słyszę polski akcent? Ja mówię po polsku”. Mężczyzna okazał się muzykologiem, specialistą od tradycyjnych instrumentów dętych. Ale to nie wszystko. Opowiedział nam, że w ramach hobby czyta słownik Dunaja, bo bardzo go interesuje polska gramatyka, a zwłaszcza wyjątki (twierdził, że włada wieloma językami m.in. bułgarskim, ale z podziwem zapewniał, że język polski jest najbardziej nieregularnym ze wszystkich), jak również polskie wiatraki, o których napisał artykuł. Profesor Wiebe, bo tak miał na imię nasz przewodnik, był tak zadowolony ze spotkania, że zaprosił nas na kawę, a jego zainteresowanie wzrosło jeszcze bardziej, gdy Seba nieoptrznie wspomniał, ze studiowałam polonistykę. Ze swoje strony obiecałam mu przesłać artykuł o zabytkowych wiatrakach na Żuławach, który znalazłam podczas przygotowań imprezy imieninowej Kami. Kto wie, może będzie jeszcze kontynuacja tej historii...? Rzadko kiedy spotyka się tak tajemnicze osoby, o tylu nietypowych zainteresowaniach...